“TAM NIE MA CZŁOWIEKA, KTÓRY POWIE “NIE” – BYŁ W GROM-IE, A TERAZ SZKOLI!
6.jpg

Rozpoczynając naszą rozmowę, zawsze mamy kilka standardowych pytań gdzie pytamy o początki drogi naszego Gościa, motywy oraz często zakorzenione tradycje rodzinne, które przeważnie mają mocny wpływ na wydarzenia w przyszłości. Tym razem również tak zaczęliśmy, aczkolwiek Darek, jak prawdziwy Komandos na starcie nas zaskoczył i odpowiedział od razu na 3 pytania, a jego odpowiedzi nie były oczywiste. :) Zapraszamy Was na bardzo ciekawą rozmowę!

Pierwsze 3 pytania, które tak jak wspomnieliśmy poszły za jednym zamachem:
Skąd pojawiła się u Ciebie pasja do militariów, wojska i od czego to się zaczęło?

Czy może w rodzinie lub wśród bliskich również były podobne zainteresowania?

I co najbardziej Cię ciągnęło do Wojska: broń, mundur, czy może od razu komandosi?

Te trzy pierwsze pytania są bardzo ciekawe, a odpowiedzi na nie mocno Cię zaskoczą. Jak każdy dzieciak bawiłem się w wojnę i chciałem być żołnierzem, policjantem, strażakiem. Ot, dziecięce pasje. Pochodzę ze Śląska, urodziłem się na Podbeskidziu w Bielsku-Białej, a moja rodzina – ojciec, dziadek, wujkowie byli górnikami. W latach powszechnego obowiązku służby wojskowej górnicy byli zwalniani z zasadniczej służby wojskowej. Siłą rzeczy nie miałem w swoim środowisku żadnych żołnierzy. Mało tego – nawet takich
z zasadniczej służby wojskowej. Nie miałem zainteresowań militariami i wojskiem. Wybrałem szkołę górniczą
i wszystko wskazywało na to, że nie dane mi będzie pójść w „kamasze”. W czasie nauki poczułem chęć dalszego kształcenia się.

Za namową kolegi pojechałem do WKU, chciałem zapytać o szkoły chorążych. W tych czasach pojechać do WKU i o coś zapytać równoznaczne było z badaniami i biletem na egzaminy do Poznania do Szkoły Chorążych Wojsk Lądowych. Oczywiście jak już iść do wojska to, żeby skakać ze spadochronem, nosić czerwony beret (wtedy ŻW nie nosiło czerwonych beretów tylko rogatywki). 5 dni egzaminów, 10 chętnych na 1 miejsce, dla mnie było to nie do pojęcia, bo myślałem, że wszyscy unikają wojska (ha ha). Ostatecznie zdałem na 17 lokacie, ale zawsze musi być jakieś „ale” … Był to ostatni rok, kiedy przyjmowali na 3-letnią szkołę chorążych (1993)
i tylko na jeden słuszny kierunek – wojska pancerne. Jako dzieciak ze wsi, miałem wtedy 18 lat, nie miałem zamiaru się poddać i stałem się kadetem.

Twój pierwszy kontakt z bronią. Wiemy, że różnie z tym bywa, kiedy miało to miejsce u Ciebie i jak to wspominasz?

Pierwszy kontakt z bronią to właśnie początek szkoły wojskowej. Kiepsko to wspominam. Złe tłumaczenie, kiepscy instruktorzy, zazwyczaj byli to dowódcy plutonu – oficerowie. Strzelanie bardziej przypominało znęcanie się nad kadetem, wracanie na kompanię w maskach, bo nie strzeliłeś odpowiedniej liczby punktów z kałacha, przypominam był rok 1993. Czyszczenie i kruczki sprawdzających, że nie wyczyszczona dobrze – na tym znali się doskonale.

Na Twojej stronie internetowej, możemy znaleźć informację, że przez 25 lat byłeś w wojsku, z czego 10 lat
w zespole bojowym jednostki GROM. Od czego się zaczęło i jak ta droga do JW 2305 przebiegała?

Tak, to sporo czasu, zanim doszedłem do JW 2305. Miałem mnóstwo czasu na przemyślenia. Zawodową służbę wojskową zacząłem w Żurawicy – 14 Brygada Pancerna. Byłem dowódcą plutonu czołgów. Nie było to moje marzenie, więc starałem się jak najszybciej zmienić pracę – jednostkę. 2 lata to trwało, ale się udało. Przyszedł czas na 18 Batalion Desantowo-Szturmowy (6 BPD) i tu sporo fajnego się stało. Pierwszy wyjazd zagraniczny na ćwiczenia do Bośni i Hercegowiny, język angielski, kurs instruktorów spadochronowych, wyjazd na pierwszą misję do Kosowa 1999-2000 rok, w czasie którego sporo się nauczyłem.
2004 Irak – najintensywniejsze, najlepsze i najgorsze doświadczenie wojskowe. To poniekąd był przełom
w moim myśleniu o wojsku. Dlaczego JW 2305? Poniekąd przez Irak, a trochę przez podejście do tego, co robiłem w jednostce. Etatowo byłem podoficerem w zespole naprowadzania lotnictwa, ale ten etat był dobry na misje. W kraju nie było na niego pomysłu więc pełniłem nieetatowe funkcje np. Nieetatowy Inspektor Ochrony Obiektu – brzmi dumnie, a sprawdzałem czy nie ma dziur w ogrodzeniu. Ja nie lubię robić wszystkiego
i niczego. Dlatego pojawiła się myśl o odejściu do GROM-u.

Podejrzewamy, że o ile podjęcie decyzji mogło być prostsze, to już samo zrealizowanie jej i dostanie się do jednostki, prawdopodobnie nie należało do najłatwiejszych zadań. Jak wspominasz selekcję, która decyduje
o przyjęciu? Oraz jak się do niej przygotowywałeś?

Do selekcji podchodziłem 2 razy (część górska). Pierwsza próba na spontanie. Zawsze uważałem, że jestem sprawny fizycznie, dawałem radę. Zgubiła mnie naiwność i brak przygotowania, również złe ubranie. Nastawiłem się na zimno (listopad), a było bardzo ciepło. Wylewałem pot z butów, w drugim dniu selekcji nie mogłem zgiąć nóg, dosłownie, pomagałem sobie rękoma wchodząc pod górę. Wypłukałem z organizmu wszystkie minerały. Skurcze całego ciała, włącznie ze skurczami palców u rąk. Na drugą selekcję poszedłem przygotowany w 100%. Zakończyłem ją z 2 wynikiem (pierwszy był chłopak z Bieszczad). Treningi do selekcji robiłem 5-6 razy w tygodniu. Góry, bieganie, siłownia – trening obwodowy, dieta ale chodzenie po górach
z ciężkim plecakiem były kluczowe. Czasem brnąłem w śniegu po kolana. Miałem doskonałą kondycję, i to szczęście, że góry miałem w zasięgu no i oczywiście żona mocno mnie wspierała.

Czy po przejściu selekcji i dostaniu się już do Jednostki rzeczywiście dało się odczuć, że znalazłeś się
w innym świecie wojskowości?

Dokładnie, dostanie się do jednostki to jak wejście do innego świata, i nie nadużywam tego stwierdzenia. Wszystko się zmieniło. Wprawdzie pierwszy raz w życiu robiłem tzw. “Strojówki” przez miesiąc czasu (popularna i mało lubiana robota szefa kompanii), ale to dlatego, że etatowo byłem pierwszym żołnierzem nowo tworzonego Zespołu Bojowego C. Był rok 2007 – Od września stałem się żołnierzem JW GROM i od pierwszego dnia kursu podstawowego – październik, robiłem rzeczy, o których każdy żołnierz marzy, a przynajmniej powinien.

Co to były za rzeczy, bo brzmi to interesująco?! :)

O rany, nie sposób wszystkiego wymienić bo zajęłoby to mnóstwo czasu, więc postaram się skrócić do minimum. Przede wszystkim realizm zajęć, nie było tu nic udawane. Każde potknięcie mogło się skończyć tragicznie, więc adrenalina i skupienie na wykonaniu zadania były nieodzowne. Miałeś przejść z jednego pkt. do drugiego 10 km na azymut, to to robiłeś. Nie było skróconych odległości. Nauka strzelania, taktyki, działanie w różnych warunkach. Naszymi instruktorami byli doświadczeni operatorzy, do których czuliśmy wielki szacunek. Skoki spadochronowe ze sprzętem, nocne z noktowizją, skoki z dużych wysokości z aparaturą tlenową (od 5000 m). Dowodzili oficerowie, ale każdy z nas był równy i nie było typowego przełożeństwa tylko koleżeństwo. Używanie materiałów wybuchowych podczas praktycznie każdych zajęć taktycznych. Treningi na „ostrej” amunicji, co oznaczało całkowite zaufanie do kolegów z sekcji. Zjazdy do okien z dachów, na zajęciach wysokościowych, z wysadzaniem ich. Wchodzenie do budynków przez ściany. Latanie różnymi środkami powietrznymi dostępnymi w NATO. Ćwiczenia z najlepszymi jednostkami na świecie. Wyjazdy na szkolenia. Sporo ciekawych miejsc zwiedziłem, o ile był na to czas. No i najważniejsze- sprawdzenie się w realnym działaniu. Niewielu żołnierzy może sprawdzić swój kunszt w boju, nam się to udało, a na tym polega nasza praca.

Brzmi to naprawdę imponująco! Jak się tego słucha to mam wrażenie, że jest lepiej niż na filmach. :) Będąc już regularnym żołnierzem Grom-u w trakcie służby ćwiczyliście z bronią, jak często się to odbywało? I jakiego typu były to treningi?

Broń w jednostce to codzienność, przychodzisz do pracy pobierasz ją z magazynu i zdajesz przed wyjściem do domu. Treningi od najprostszych, często pomijanych i bagatelizowanych przez cywilnych strzelców, to trening „na sucho”, bywało kilka godzin dziennie, bez jednego strzału, szczególnie na początku. Mnóstwo strzelania, nie ma tu limitu amunicji, każdy możliwy rodzaj strzelań – dzienne, nocne z latarkami, nvg, d-ball, statyczne, w ruchu, wszystko co można sobie wymarzyć. Trening strzelecki standardowo zaczynał się rozgrzewką strzelecką i ćwiczeniami na celność, dynamikę i rytmikę. Większość staram się wprowadzać podczas moich szkoleń w dniu dzisiejszym.

A jakie treningi oprócz strzelania mieliście w trakcie waszych zajęć w jednostce?

Podstawa to zajęcia taktyczne oraz strzelanie. Sporo treningów z topowymi jednostkami innych państw. Różnego rodzaju szkolenia w kraju i za granicą. Zajęcia dobowe lub kilku dobowe, poligony. Oczywiście codzienność to trening fizyczny, na siłowni, crossfit, bieganie, walka wręcz, szkolenia specjalistyczne – łączność, medycyna.

Wiemy również, że jedną z Twoich pasji są skoki spadochronowe, w trakcie służby w jednostce specjalnej był to pewnie niezbędny element działań, ale czy dla wszystkich była to pasja, tak jak dla Ciebie? Jak to jest z tym skakaniem, wszystkim sprawia to przyjemność?

Moja przygoda ze skokami zaczęła się jeszcze w 18 Batalionie Desantowo-Szturmowym. Zrobiłem tam tytuł skoczka oraz zostałem instruktorem spadochronowym. W GROM-ie byłem w sekcji HALO-HAHO, co oznaczało, że od czasu do czasu, poza standardowymi skokami, skakaliśmy w maskach tlenowych, najwyższy mój skok to 10000 m no i –54 stopnie Celcjusza, na szczęście to był skok typu HALO. Każdy ma swoją ulubioną dziedzinę, specjalność w której się odnajduje – nurkowanie, wysokościówka, skoki. Wszystkie te rzeczy każdy powinien umieć, ale jedni są specjalistami, inni powiedzmy muszą. Każdy operator musi skakać i skacze, bo jest to jedna z form dotarcia do celu. Jednym przynosi to dużo satysfakcji innym mniej. Najważniejsze że nie ma tam człowieka, który przed skokiem powie „nie”.

Najśmieszniejsza sytuacja w karierze? :))

O rany, było tego mnóstwo. Co ciekawe niektóre działy się w bardzo niebezpiecznych sytuacjach. Może jedna,
z której śmiejemy się do dzisiaj na spotkaniach. Nasza sekcja podchodziła do kompondu (afgańskie domostwo), oczywiście nocą w NVG. Było tam ogrodzenie z drewna – dwie belki poprzeczne, z czego górna na wysokości mojego pasa (jestem niski 170 cm). Kolega, który szedł jako pierwszy (ponad 190 cm – to ważne) schylił się i zaczął przechodzić poniżej tych belek, z małym plecakiem, kamizelką, hełm i nvg, – praktycznie na czworaka, a ja przekroczyłem ten płotek górą – taki absurd. Byliśmy bardzo skupieni na „robocie”, ale po powrocie do bazy śmialiśmy się do łez. Zawsze po akcji omawialiśmy wszystko, co się działo podczas działania. Najważniejsze znaleźć „ofiarę dnia”, a uwierz tzw. łach to nieodzowna część tej pracy. O swoich wpadkach nie powiem, bo wolę się pośmiać z innych, chociaż lubię z siebie również.

Z czego lubisz najbardziej strzelać, czyli Ulubiona Broń i dlaczego właśnie ta?

Hmm, pewnie każdemu do głowy przychodzi HK 416, i faktycznie to fajna broń, ale ja na dzień dzisiejszy zakochany jestem w LMT, kal. .223, 14 cali lufa. Nie, nie dostaję kasy za reklamę tego karabinka. :) Mam go od stycznia tego roku, sporo już przepuścił amunicji. Za co go lubię? Jest niezawodny i wszechstronny, do pracy
i do sportu. Każda broń się kiedyś zużyje, wysłuży. Myślę, że wszyscy użytkownicy mają tego świadomość, i tu mam pewność najlepszej obsługi u dystrybutora czyli Mex-Armory. Jeżeli chodzi o pistolet – to jednak glock, chociaż mój jest nieco podrasowany czyli Zev tech z kolimatorem RMR. Bardzo go lubię.

Kontynuując jeszcze kwestie sprzętowe: mówi się, że standardowe wyposażenie wojskowe nie zawsze spełnia wymagania. Czy dużo sprzętu do kupowaliście? I co to dokładnie było?

W JW GROM nie było potrzeby dokupowania sprzętu, a chociaż tak – rękawiczki, zawsze się zużywały
w zastraszającym tempie. Czym droższe tym szybciej się przecierały. Na wyjazdach Mechanix-y kupowałem na zapas, 6-7 par, do kolejnego wyjazdu 1 para zawsze się ostała.

A jak wyglądały słynne listy rzeczy, które planuje się zabrać ze sobą na misję? Ponoć po każdej misji dopisuje się nowe rzeczy, które powinno się zabrać na kolejną?

Najgorsza dla mnie rzecz – pakowanie się. Do dzisiaj mam z tym problem. Na wyjazdy zabieraliśmy ze sobą 3-4 skrzynie wypełnione sprzętem i ciuchami. Zdarzało się, że po powrocie odkrywałem, że część z tych rzeczy nigdy nie wyjąłem. Więc u mnie odwrotnie, na kolejne wyjazdy wyjmowałem, a nie dodawałem (haha).

Wracają jeszcze do strzelania. W jednostce można powiedzieć, że robiliście to codziennie. A jak to wygląda obecnie? Poza prowadzeniem szkoleń często odwiedzasz strzelnicę?

Jeżeli nie strzelasz, zaczynasz się uwsteczniać. Przyznaję się, że mało mam czasu na trening własny, natomiast wykorzystuję każdy wolny moment na strzelnicy na trening osobisty, dobry trening to około 300 szt. amunicji na jednostkę broni, oczywiście mówię o sobie. Podczas szkoleń zawsze strzelam, pokazując większość ćwiczeń. Może nie jest to trening, ale nawyki przynajmniej się nie zacierają.

Tak dużo strzelając na pewno wiele już strzelnic i obiektów odwiedziłeś w swojej karierze. Na jakiej najfajniejszej strzelnicy, miałeś okazję strzelać do tej pory?

Bardzo lubię strzelnicę Bunkier.pro w Zduńskiej Woli, najczęściej tam prowadzę szkolenia. Atmosfera, tory, wentylacja, świetna współpraca. W pobliżu mojego miejsca zamieszkania mam strzelnicę Gun-Club w Bielsku – Białej, też świetna atmosfera, dobrze znam właściciela, świetny zresztą strzelec sportowy, lubię tam robić treningi.

Teraz kilka alternatyw, dla osób, które nie mają możliwości być codziennie na strzelnicy. :) Czyli ulubiony film o militarnej tematyce, który możesz polecić? Wiemy, że kino jest mocno przerysowane, aczkolwiek może coś nadaje się do polecenia przez Ciebie :) 

Jest ich kilka. Pamiętam wrażenie, jakie zrobił na mnie „Szeregowiec Ryan”. Byłem na nim w kinie przed wyjazdem do Kosowa (1999 rok). „Black hawk down”, „13 godzin: Tajna misja w Benghazi”, „ Byliśmy żołnierzami”. Pewnie jeszcze coś bym znalazł, ale te na pierwszym miejscu świetnie nagrane, bardzo realistyczne.

A z militarnych książek, jaka najbardziej przypadła Ci do gustu?

Tak, są takie trzy. Wszystkie czytałem w oryginale, treningowo, żeby język nie zardzewiał. I znowu „Black Hawk down”, „American sniper” historia Chrisa Kyla oraz “Lone survivor”

Wszystko się kiedyś zaczyna i kończy. Jak wyglądało u Ciebie przejście do cywila? Zdarza się, że ten moment staje się problematyczny, bo przychodzi pytanie: “Co dalej robić?”, Ty założyłeś firmę, prowadzisz szkolenia, prężnie działasz, można powiedzieć, że dalej jesteś w “grze”. Jak udało się to osiągnąć?

Moja decyzja o odejściu była podjęta dość rozważnie. 25 lat służby wojskowej, 10 lat w JW 2305. Natomiast nie miałem planu na siebie, na przyszłość, co było wielkim błędem. Po odejściu do cywila nie miałem chwili na nudę bo zająłem się szkoleniami. Oczywiście ciągnie mnie do tego, co robiłem wcześniej, do pracy jako operator JW 2305, skoków z aparatem tlenowym, wyjazdów z przyjaciółmi, tej mega mocnej, uzależniającej adrenaliny. Bardzo tego brakuje, a jazda motocyklem czy strzelanie to nie to samo. Ale tamto życie to już przeszłość, którą zawsze będę wspominał z tęsknotą. W 2018 r. założyłem własną firmę szkoleniową i myślę, że tu zacząłem się spełniać. Lubię uczyć strzelania i taktyki, mam z tego satysfakcję i wiem, że robię to dobrze.

Twoja firma nazywa się C12 Spec. Szkolenia. Czy mógłbyś nam rozwinąć ten skrót, o ile to nie jest tajemnica?

Nie, to nie tajemnica. C12 nawiązuje do mojej sekcji w JW GROM. C – Zespół Bojowy 1 – grupa, 2 – sekcja. Tam spędziłem najwięcej lat, głównie jako Breacher sekcji – odpowiedzialny za robienie przejścia – drzwi, okna, ściany – od otwarcia klamką, przez kopnięcia, wyłom, strzelbę do ładunku wybuchowego, Spec – specjalne albo specjalistyczne, miało być nieco tajemniczo, chociaż gdzieś ostatnio widziałem opinie, że tandetna nazwa, ale opiniotwórca miał też tandetną, więc nie przejąłem się. :) 

Kontynuując ten temat, masz olbrzymie doświadczenie wyciągnięte ze służby, odbytych tam szkoleń oraz prowadzenia obecnych szkoleń. Co w doskonaleniu umiejętności strzeleckich jest najbardziej skuteczne?
Co mógłbyś polecić każdemu – młodemu, staremu, kobiecie, mężczyźnie?

Doskonalenie umiejętności strzeleckich zależy od zaawansowania strzelca. Nieodzownym w treningu strzeleckim jest trening manualny, tzw. „na sucho”. W mojej ocenie: jeżeli chcesz się doskonalić, powinieneś uczęszczać na szkolenia. Każdy zaawansowany strzelec ma problem z dokształcaniem, ponieważ praktycznie niewiele może dla siebie znaleźć na szkoleniach. Jeżeli ktoś jest już mega ogarniętym strzelcem, to nawet jedna, dobra rzecz, której się nauczysz lub zobaczysz na szkoleniu i do czegoś Ci się przyda, jest warta każdej ceny. A młodym adeptom strzelectwa „zabraniam” oglądania You Tuba i tamtejszych tipów strzeleckich. Nie mając pojęcia o czym człowiek mówi, możecie robić ogromne błędy. Wywalając w kulochwyt tysiące sztuk amunicji, na podstawie filmów niczego się nie nauczycie i stracicie mnóstwo pieniędzy. No i chyba najważniejsze: strzelanie, jak każdy sport, wymaga systematyczności. Do dobrej formy strzeleckiej dochodzi się przez systematyczny trening.

Chcąc rozpocząć swoją przygodę ze strzelectwem, od czego sugerowałbyś rozpocząć, żeby zrobić to dobrze? Wiemy doskonale, że łatwiej się uczyć na nowo, niż oduczać zły nawyków.

Dla mnie „młody”, niczym nie skażony strzelec, jest idealnym materiałem do nauczania. Strzelanie to nie tępe naciskanie języka spustowego, wiedzą to Ci którzy poznali dobrze mechanizm oddawania strzału. Każdemu rozpoczynającemu przygodą ze strzelectwem sugeruję pójście do dobrego instruktora. Najgorsze, że dla początkującego strzelca każdy, kto ma większą wiedzę, jest dobrym instruktorem. Notabene złe nawyki da się wyeliminować, ale trwa to sporo czasu i trzeba wiedzieć co jest do wyeliminowania. Szkoda, że nie ma czegoś takiego jak ranking instruktorów, firm szkoleniowych.

Będąc już na “emeryturze”, cały czas trzymasz świetną formę. Masz na to jakąś sprawdzoną rutynę treningową?

 

Jak się śmieje mój dobry znajomy, gdyby nie utrzymywanie dobrej formy, to już byśmy się dawno rozsypali. Coś w tym jest. Sport jest moim nałogiem i bez tego nie potrafię funkcjonować. Mam 44 lata i nie wyobrażam sobie nie zrobić treningu kilka razy w tygodniu. Staram się mieć różnorodne treningi. Był czas crossfitu – rewelacja, polecam, teraz jestem na etapie treningów obwodowych 3-4 razy tygodniowo plus aerobowe w pozostałe dni. Sporo biegania, jazda na rowerze, chodzenie po górach oraz zajawka z zeszłego roku rolki terenowe – skiking. Sport jest nieodłączną częścią mojego życia.

A jak z aspekt zdrowotnym – czy taka robota ma duży wpływ na Wasze zdrowie?

Na to pytanie troszkę już powiedziałem przy poprzednim pytaniu o formę. Aczkolwiek w tej pracy jesteś jak zawodowy sportowiec. Eksploatujesz swój organizm do granic wytrzymałości. Zajęcia w każdej chwili mogą zakończyć się dla Ciebie kontuzją, robisz ogromne odległości pieszo, skoki, wybuchy, praca w nocy, zmienne warunki atmosferyczne, upały, mrozy. Nie jest to sielanka dla organizmu, ale nie ma tam ludzi z przypadku. Mnóstwo operatorów ma różnego rodzaju kontuzje, nie mówię tu o ranach z akcji. Odpowiedz nasuwa się sama. Natomiast czy to poświęcenie jest warte ryzyka i zdrowia – zdecydowanie tak!

I na koniec: Po tylu latach na pewno masz sprawdzony jakiś podręczny zestaw rzeczy, które zawsze masz ze sobą, z którymi się nie rozstajesz?

Pewnie, że mam. W sumie to na co dzień bez nożyka (folder=składany) czuję się jak bez telefonu (haha) – obecnie to Microtech, ale mam ich sporo. Na wyjazdy dłuższe zabieram MultiToola Leathermana, latarkę lub czołówkę. Wbrew pozorom nie noszę ze sobą broni palnej, chyba że jadę na szkolenia, przy sobie mam wtedy Glocka 19.

Jakie plany na najbliższy czas, może udział w jakichś zawodach? Z takim warsztatem pewnie “pudło” gwarantowane?

A mam ciekawą historię, kiedy rozpocząłem zabawę ze sportem strzeleckim. Pierwsze moje zawody na Legii
w Rembertowie – blaszanka karabinowa. Dostałem takie wciery, że ciężko było mi się pozbierać. Dlaczego zapytasz – nawyki ze strzelectwa taktyczno-bojowego są inne niż w strzelectwie sportowym. Mam spory szacunek dla sportowych strzelców, znam ich wielu i mnóstwo z nich strzela rewelacyjnie. Zasady bezpieczeństwa, kąty, wymiana magazynka (często w którym jest amunicja), strzelanie zza zasłon ( bez osłony), taktyka zrobienia toru, do tego trzeba mieć głowę i nawyki sportowca. Ja zawsze jestem na granicy DQ – kąty, nienaturalne bieganie z lufą w jednym kierunku – w sporcie, zabezpieczanie broni – w taktyce bezwzględne w sporcie nie. Mnóstwo kruczków, maleńkich, a na których tracę czas. Często chcę wziąć udział w dynamicznych zawodach – 3 gun, ipsc, piro, ale one wszystkie są weekendowe, a ja w weekendy prowadzę szkolenia. Mam nadzieję w przyszłym roku nieco więcej postrzelać sportowo i zacząć rywalizację. Jest taki plan. Choć w planie sporo szkoleń C12 i to jest priorytet. Obecnie szykuję się do prowadzenia zajęć kilkudniowych w projekcie „leadership” z Justyną Bielendą – dla mnie to coś nowego i ekscytującego.

Dziękujemy za świetną rozmowę! To budujące, że mamy takich Ludzi i takie Jednostki w Polsce! Trzymamy kciuki za kolejne projekty i do zobaczenia na strzelnicy!

A jeśli Wy również chcecie rozwijać swój “warsztat” strzelecki, to zdecydowanie zapraszamy i polecamy Wam szkolenia u Darka! Możemy zdradzić, że my już na jednym szkoleniu byliśmy i były to bardzo dobrze zainwestowane pieniądze. Wiele cennych informacji i pełen profesjonalizm w trakcie zajęć. Sprawdźcie jego ofertę i wybierzcie coś dla siebie!

C12 SPEC. SZKOLENIA
DARIUSZ POLLAK

E-mail: darek@c12.com.pl
www: www.c12.com.pl
FB: www.facebook.com/c12spec/
IG: www.instagram.com/c12_spec._szkolenia/

Pozdrawiamy Tactic Range!

do góry
Sklep jest w trybie podglądu
Pokaż pełną wersję strony
Sklep internetowy Shoper.pl